wtorek, 20 listopada 2012

Warszawa - Tokio


Opis podróży z Warszawy do Tokio, albo o tym że podróże mogą się trochę dłużyć...

Warszawa, godzina 14:00, czyli czas start: wyruszam z domu. Od tej chwili podaję czas w godzinach i minutach od momentu zero.
14:15 jestem na lotnisku.
14:25 próbuje wykłócić się o zaczekowanie z Monachium do Tokio. Okazuje się to niemożliwe. Teoretycznie cały lot na kodach Lufthansy, ale odcinek Monachium-Tokio wykonuje linia ANA - co okazuje się czynnikiem uniemożliwiającym zaczekowanie. Dobry przykład jakości poziomu integracji w ramach sojuszu Star Alliance, do którego należą obaj przewoźnicy...
1:55 trochę opóźniony boarding do Monachium.
2:23 startujemy.
3:48 lądujemy w Monachium.
4:55 checkin na lot do Tokio.
6:00 boarding do Tokio. Bardzo ładny Boeing 777 linii ANA.
7:30 zjadam małe conieco. Serwis i obsługa na znacznie lepszym poziomie niż u europejskich przewoźników. Niestety wracam Lufthansą, tak więc lepszym serwisem mogę nacieszyć się tylko w jedną stronę.
Oto ciekawostka - linie ANA jako deser podają lody. Do tej pory zdarzyło mi się zjeść lody w samolocie tylko raz, jakieś 10 lat temu na trasie London Heathrow - Warszawa, obsługiwanej przez British Midland.
8:00 oglądam głupią amerykańską komedię o meksykańskim imigrancie, który otrzymał obywatelstwo USA. Imigrant pracował jako ochroniarz na nocnej zmianie w hipermarkecie, i zjedli go kosmici. Film w doborowej gwiazdorskiej obsadzie, m.in. Ben Stiller.
10:00 trochę przysypiam.
13:30 lecę gdzieś nad Syberią w okolicach Irkucka.
15:12 mijamy Chabarowsk i Nikołajewsk na Amurie.
16:30 lecimy 950 km/h nad Morzem Japońskim. Jeszcze jakaś godzina do lądowania w Tokio. Wypełniamy deklaracje celne.
17:40 lądujemy o czasie w Tokio. Ale to jeszcze nie koniec. Przechodzę przez kontrole paszportowe i celne. Po wyjściu kupuję bilet na Narita Express do Tokio Central.
Dreamliner linii ANA na lotnisku Narita.
18:15 Punktualnie ruszamy. W pociągu pełna kultura; wifi, gniazdka itp. Ale jestem padnięty. Do Tokio jeszcze jakieś 70 kilometrów.
19:17 Tokyo Central - przybywamy zgodnie z rozkładem.
19:25 po krótkim błądzeniu w podziemiach wychodzę na powierzchnię i wsiadam do taksówki. Duża stara Toyota (model Crown Super Deluxe) naszpikowana elektronicznymi gadżetami, z bocznymi lusterkami na masce - co jest fajnym rozwiązaniem, bo może w nie patrzeć również pasażer.
Tokio w jesiennym słońcu. Z lewej strony Toyota Crown z charakterystycznymi lusterkami na masce.
19:45 checkin w hotelu ANA Intercontinental.
19:52 w pokoju po 19 godzinach i 52 minutach od wyjścia z domu. Ufff. To była długa i ciekawa podróż. Mimo wszystko mam nadzieję że do czasu kolejnej wizyty w Tokio uruchomione zostaną bezpośrednie loty Dreamlinerem z Okęcia.

niedziela, 11 listopada 2012

Francja nieelegancja, albo powrót do przeszłości

Trzy tygodnie temu sprawy zawodowe znów przegoniły mnie przez kilka krajów. Zaczęło się spokojnie w Szwajcarii. O Szwajcarii już kilka razy w tym blogu pisałem, i raczej nic mądrego i nowego nie wymyślę. Może jedna ciekawostka: w niektórych kantonach zabronione jest spuszczanie wody w toalecie wieczorem po godzinie 22. Regulacja ta zapewne ma na celu ćwiczenie silnej woli obywateli w powstrzymywaniu się od zaspokajania potrzeb fizjologicznych.
Lecimy do Paryża...
W środę poleciałem do Paryża. Wizyta w Paryżu (pierwsza od jakichś 5 lat) była dla mnie swego rodzaju szokiem kulturowym. Zaskoczyło mnie jak słabe są niektóre rzeczy. Zacznijmy od infrastruktury. W porównaniu ze Szwajcarią jest brudno i nieprzyjemnie. Taksówki w Paryżu są chyba najgorszymi jakie znam w Europie. Taksówkarze są aroganccy i nieuprzejmi. W godzinach szczytu praktycznie nie sposób złapać wolnej taksówki - na postojach ustawiają się kolejki. Taksówkarze najpierw pytają dokąd chcesz jechać - jeżeli im nie pasuje, to nie biorą. Dokładnie jak w Polsce za czasów komuny. Kolejnego dnia postanowiłem pojechać autobusem - i to nie był dobry pomysł. Znów jak za komuny - ścisk, ludzie nie mieszczą się do autobusu, kierowca zamyka drzwi i rusza nie patrząc na ludzi...

We Francji, mimo wprowadzenia waluty Euro, ciągle żyją Franki. Na rachunku można przeczytać informację, że np. zapłaciłeś 23 EUR i 10 centów, ale tak naprawdę to 151,53 FRF.

W hotelu (Concorde La Fayette - podobno 4*) opłaty pobierane są z góry - prawdopodobnie aby gość nie zdecydował się za wcześnie wyjechać. I coś w tym było, bo na windę w godzinach szczytu trzeba było czekać jakieś 10 minut, a w łazience niezbyt dobrze pachniało. Na cały hotel są dwa żelazka, przytwierdzone łańcuchami w "pressing room". Klimat jak z "Misia". Jedyny pozytywny element w tym hotelu to bar na 34 piętrze, z ciekawym widokiem na centrum Paryża. W kolejnym tygodniu przeniosłem się do hotelu po drugiej stronie ulicy - Le Meridien Etoile - który okazał się znacznie lepszy. A w jeszcze kolejnym do hotelu Renaissance w dzielnicy La Defense, który był już całkowicie bez zastrzeżeń.
La Grande Arche w centrum dzielnicy La Defense
Na koniec kilka słów o La Défense - dzielnicy biurowców, hoteli i dziwnych rzeźb, położonej na wschód od centrum Paryża. Centralnym punktem jest Wielki Łuk (La Grande Arche), na którego schodach można usiąść i podziwiać widoki na centrum Paryża. Jeszcze ciekawsze widoki czekają na tych którzy zdecydują się wjechać na szczyt Wielkiego Łuku i zwiedzić tarasy widokowe. W dzielnicy La Defense cały ruch kołowy schowany jest pod ziemią - to kolejny element decydujący o specyfice tego miejsca.
La Defense wieczorem
Lotnisko Roissy Charles de Gaulle jakieś 40 lat temu musiało rzucać na kolana. Teraz trąci myszką, ale ma w sobie coś unikalnego. Po powrocie do Warszawy wsiadam do taksówki, i myślę sobie jak wiele się w Polsce zmieniło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. I że aby to sobie łatwiej uświadomić trzeba pojechać do Francji.